niedziela, 10 lutego 2013

Celtic Summer - cz. 4

Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi - lato dobiega końca.
Oczywiście Celtyckie Lato, rozpięte na moim krośnie, nasycone zielenią z kroplą błękitów, szafirów i lazurów. Jakże cudowna odmiana po widoku rozciągającym się z oknem; aż po siną dal - białe pola.



































Pozostały mi do wyszycia panele z ornamentami, złota nitka i koraliki, czyli zabawa. Kolor muliny zmienia się co krzyżyk i w tym miejscu plecy robótki nie są zbyt atrakcyjne.


Moja córka też się bawi, w tym tygodniu zaliczyła dwa bale karnawałowe, jako lawendowa wróżka. A ja miałam prawdziwą przyjemność robiąc jej karnawałowy "makijaż".

















Z czesaniem było dużo, dużo gorzej. Ma przepiękne długie, gęste i grube włosy, ale ani grama cierpliwości do ich czesania. Czasem tylko krok dzieli mnie od sięgnięcia po nożyczki i ułatwienia sobie życia, ale są tak ładne, że mi po prostu szkoda.


Przy najbliższej okazji postaram się pokazać jaki użytek zrobiłam z materiałów, które dotarły do mnie z różnych zakątków świata z okazji wczorajszych urodzin.
Napiszę tylko, że prawdziwą rozkosz sprawia zanurzenie palców w delikatnych jedwabiach ;-)))

2 komentarze:

  1. Agnieszko, przede wszystkim przyjmij, proszę, najlepsze urodzinowe życzenia. Co to znaczy najlepsze? Życzę Ci tego, co najbardziej potrzebne, a co to jest, sama wiesz najlepiej :) Czyli niech się realizuje, co Ci w duszy gra :)
    A co do Córeczki, to ja nie tylko piękne włosy tu widzę, ale cała Lawendowa Wróżka jest wielce urodziwą Panienką :)))

    OdpowiedzUsuń